Menu główne:
O Brynicy > Artykuły
Świat wokół nas pełen jest ciekawych wydarzeń. Trzeba je tylko zauważyć.
" Świat wokół nas pełen jest ciekawych wydarzeń. Trzeba je tylko zauważyć."
LISTY
Przy różnych okazjach piszemy listy. Najczęściej żeby przekazać jakieś wiadomości np. o szczęśliwym dotarciu na miejsce przeznaczenia albo gdy chcemy przekazać pozdrowienia z jakiegoś atrakcyjnego miejsca.Czasami zaś chcemy zawiadomić rodzinę o swoim stanie zdrowia, co często zdarzało się już podczas I wojny światowej.
Np. Franz Kaniut w 1917 r. informował swoją rodzinę, że znajduje się w lazarecie w Konstantynopolu.Była to przedostatnia wiadomość od niego. Na ostatniej ostatniej pocztówce którą przysłał, jest już tylko parę nieczytelnych słów.
Innemu naszemu dawnemu mieszkańcowi - muszkieterowi Paulowi Marsollek - koledzy z wojska przysłali pocztówkę z pozdrowieniami.
W 1928 r. Stanik Kroll (syn kowala i akuszerki, mieszkali naprzeciwko domu, który później został rozbudowany na klasztor) przysłał swojemu koledze Piotrowi Palmerowi pocztówkę aż z Urugwaju, na której oprócz pozdrowień, opisuje piękno iluminacji Placu Niepodległości w stolicy - Montevideo. Z czasów II wojny światowej pocztówek jest raczej mniej. Przedtem jednak Gestapo (tajna policja), utworzyła sieć informatorów, którzy przekazywali wiadomości na temat innych mieszkańców.Miałem kiedyś możliwość przeglądania kartoteki opolskiego gestapo. Okazuje się, że interesowali się wszystkim, nie tylko "poważnymi przewinieniami".I tak w 1937 r. informator z Brynicy donosi, że:- Katherine Baldy z Brynicy, w dniach 21 - 23. 05.1937 r. brała udział w ... pielgrzymce do Częstochowy. (udział w pielgrzymce do Częstochowy to zarzut dla wielu mieszkańców, nie tylko Brynicy) - rodzina Matros z Grabczoka, zamawia gazety w języku polskim, zaś Josef Matros należy do mniejszości polskiej a na dodatek nabył jeszcze 3 udziały w Banku Rolnika w Opolu.Należy wyjaśnić, że Josef Matros z Grabczoka, według relacji starszych mieszkańców, był znanym zwolennikiem polskości na tych terenach. Prowadził też procesje i pielgrzymki do Częstochowy, Barda czy Wambierzyc, w których to był "śpiewołkiem". Był też "wyprołsacem" co widać na dawnych fotografiach.Gestapo interesowało się też kościołem a szczególnie księżmi, gdyż oni trzymali "rząd dusz", dlatego informator z Brynicy donosił m. in. że:- ksiądz Walter Jaesche (proboszcz w Brynicy od 1926 - 1938), który był w I wojnie światowej gdzie został też ranny, jest przeciwnikiem narodowego socjalizmu oraz że odprawia msze i głosi kazania w języku polskim. Jeszcze wojna się nie rozpoczęła a smutne wiadomości już zaczęły napływać.W lipcu 1939 r. przyszła wiadomość o - niespodziewanej śmierci w następstwie nieszczęśliwego wypadku - mieszkańca Brynicy. Rodzina dowiedziała się jednak, że jego śmierć nie była taka "niespodziewana".Później co jakiś czas przychodziło urzędowe zawiadomienie o czyjejś śmierci "za ojczyznę". Przeważnie do nauczyciela Emila Gigli, który informował o tym rodziny.Czasami przyszło jeszcze zawiadomienie od dowódcy żołnierza który zginął.
Rodzina Bialucha otrzymała taki list od dowódcy, z opisem gdzie i w jaki sposób zginąłich 19-letni syn Johann.
Rodzina Stodko po śmierci syna Johanna, otrzymała list od kapelana wojskowego jednostki, w której służył ich syn.Takich zawiadomień o śmierci było bardzo dużo. Wiele rodzin dopiero po latach dowiedziało się jak i gdzie zginął ich bliski, a niektórzy do dzisiaj nie mają żadnej wiadomości.
Wiele lat po wojnie rodzina Schwarzbach dowiedziała się, że ich syn Erich jest pochowany na cmentarzu wojskowym w Andilly we Francji. Wojna jednak skończyła się a o niektórych dalej nie było żadnych wiadomości. Zrozpaczone rodziny posyłały listy do różnych instytucji, takich jak np. Niemiecki Czerwony Krzyż lub na adresy jakie wskazywali powracający z niewoli, których jednak spotykano.Kilkadziesiąt takich listów wysłała też młoda matka z sąsiedniej miejscowości. Nie wiedziała nic o swoim mężu. Tymczasem jej mąż, pracownik stoczni, w 1944 r. dostał się do niewoli amerykańskiej, skąd po rocznym pobycie w Stanach Zjednoczonych został wysłany jako robotnik przymusowy, do pracy w gospodarstwie rolnym we Francji. Gdy dowiedział się że jego żona poszukuje go, zaraz się rozchorował i ... dał sobie wyrwać 2 zdrowe zęby, aby mieć trochę wolnego i wtedy mógł zawiadomić odpowiedni urząd, że jego rodzina się odnalazła.Do domu wrócił w 1947 r, Rozpoczęły się trudne czasy powojenne. Niektórzy jednak nie mogli pogodzić się z nową rzeczywistością i po wielu kłopotach opuszczali swoje strony rodzinne.
Przysyłali stamtąd pocztówki. Takie jak ta, z obozu przejściowego w Friedlandzie k. Göttingen, przysłana do rodziny Lisowski. Te wszystkie listy i inne wiadomości dosyć szybko, jak na tamte czasy, dochodziły do adresatów.Były jednak i inne sposoby przekazywania wiadomości.Jak opowiadał mi kiedyś p. Józef Sochor, w czasie wojny, gdy transporty wojskowe przejeżdżały przez Chróścice to żołnierze wyrzucali kamienie owinięte w kartki papieru, na których były wiadomości dla ich rodzin. Pracownicy pobliskiego tartaku (którego właścicielem był brat p. Józefa, Antoni Sochor), po przejeździe każdego transportu przeszukiwali teren i przekazywali te wiadomości rodzinom żołnierzy.Mówiąc o sobie p. Sochor twierdzi, że w czasie wojny miał dużo szczęścia. Nawet wtedy gdy złamał nogę ( na oblodzonej drodze przewrócił się koń na którym jechał ), bo dzięki temu nie pojechał na wschód, gdzie wysłano ich jednostkę a z której tylko ok. 30 % wróciło z powrotem. Zaś pod koniec wojny, w kwietniu 1945 r., jednostka wojskowa, w której służył (Artillerie Regiment Nr 44), znajdowała się w Toskanii na terenie Włoch i tam 19.04.45 r. w okolicy Livorno, dostali się do niewoli amerykańskiej.Co jakiś czas jeńcy mogli jednak pisać listy do swoich rodzin. Pan Józef też pisał.W sierpniu 1945 r. do swojego szwagra Georga Drahs w Brünne kr. Oppeln O/S oraz do brata Antona Sochor w Rutenau b. Oppeln. Oczywiście obydwa adresy to - Germany -
-
Tymczasem w sierpniu 1945 r. nie było już Brünne i Rutenau. Była Brynica i Chróścice a Germany zaczynały się za Odrą. Listy oczywiście nie dotarły do adresatów.Okazało się jednak, że nie zaginęły.Po 45 latach, w 1990 r. z Antonem, najmłodszym z rodziny Drahs, skontaktowali się pracownicy niemieckiego Czerwonego Krzyża, z - sekcji niedoręczonych listów wojennych - i po sprawdzeniu tożsamości, wręczyli mu obydwa listy.I tak po ponad 45 latach, p. Józef Sochor przekonał się , że choć adresatów już nie było, jego listy zostały doręczone do ich potomków.
Bernard Matros.
Strona główna | O Brynicy | W Brynicy | Stowarzyszenie | Brynica - opis | Organizacje | Biznes | Strona Parafii | Galeria Parafialna | PSP Brynica | LZS Brynica | Strona Gminy | Gmina Łubniany na Facebbook'u | Wieści Opolskie | Strona o gminie | Grupa Lokalna | O historii regionu | Arch. "Beczka" | Echo Gmin Opol. | NTO | BERPOL | HUBERTUS | "Brynicki Domek" | Ciekawe strony | Brynica - film | Archiwum | Napisz do Sołtysa | Kontakt | Mapa witryny